Słyszę niejednokrotnie pytanie:
Jak się bronić przed złym wpływem innych ludzi, przed obcymi energiami, szkodliwymi wibracjami itd.
Rozumiem zainteresowanie tą kwestią.
Każdy chce być zdrowy na ciele i umyśle, ogólnie czuć się dobrze i nie spotykać życiowych przeciwności.
Zanim jednak zajmiemy się wpływami z zewnątrz, trzeba sobie jasno powiedzieć jedną rzecz – najczęściej naszymi największymi wrogami jesteśmy my sami. Dzieje się to poprzez brak świadomości, brak uważności i przebywanie wszędzie indziej, byle nie w „tu i teraz”.
Nasz umysł wytwarza miliony myśli, które pojawiają się jedna za drugą.
Wyobraźcie sobie małpę przemieszczającą się pomiędzy gałęziami tropikalnych drzew. Taka małpa na co dzień żyje w naszej głowie (tak tak, w mojej też jest), skacze to tu to tam i do tego mówi bez przerwy.
Generujemy wokół siebie i wysyłamy w świat takie energie, jakie myśli zaprzątają nasz umysł.
Każde łajanie samego siebie, złe ocenianie innych, krytykowanie, złorzeczenie, wyzwiska i inne tego typu nawyki myślowe brudzą naszą aurę i szkodzą zdrowiu na poziomie ciała i psychiki. Wcale nie potrzeba tych mitycznych złych spojrzeń, klątw i uroków od innych ludzi, których tak się obawiamy.
Sami sobie robimy krzywdę poprzez automatyzmy, takie jak napędzanie złości, szybkie agresywne reakcje, zagłębianie się w negatywne wspomnienia. Międlenie pewnych rzeczy w głowie to tak, jakby najeść się zepsutego jedzenia – tu wstawcie swoje „ulubione” świństwo. Skoro nie jemy rzeczy trujących na płaszczyźnie fizycznej, to również nie wytwarzajmy negatywnych wibracji i nie psujmy sobie energii poprzez złe myśli. Nie ma potrzeby ani tym bardziej przymusu chwytania swoich myśli, lgnięcia do nich i zatruwania się nimi.
Wiem doskonale, że traumatyczne przeżycia powodują uparte natręctwa myślowe, które trudno jest przezwyciężyć. Ale warto podejmować wysiłek pracy ze swoim umysłem, ponieważ można go wyćwiczyć i zmniejszyć w ten sposób lub uwolnić się od cierpienia. O technikach medytacyjnych, treningu uważności itp. napisano całe tomy. Rzecz sprowadza się do tego, aby zauważać swoje myśli i pozwalać im odpływać. Wierzcie mi, że daje się to zrobić i wcale się trzeba być lewitującym joginem odżywiąjącym się korzonkami i nie ma również potrzeby przesiadywania całe dnie po turecku.
Rada praktyczna?
O-d-d-y-c-h-a-ć. Myśli napędzane są energią z oddechu.
Mamy ciało i umysł, a między nimi płynie sobie oddech, który możemy regulować.
De facto możemy ustawiać przepływ energii.
Wiedzieliście o tym?
Zapewne tak, tylko łatwo to zapomnieć. Kiedy zaczyna się galop w głowie albo wybuch emocji zaraz nabierajcie powietrza w płuca i skupiajcie się na oddychaniu. Na początek tylko tyle. Już w ten sposób zakładamy lejce naszemu umysłowi i robimy mu prrrrrr……stój!
W całej sprawie chodzi nie tyle o to, aby stale kontrolować myśli, ale raczej o to, aby one nie kontrolowały nas.
Kolejnym krokiem ku zachowaniu zdrowia jest oczyszczanie, a potem w razie potrzeby zabezpieczenia. Ale to już w kolejnym odcinku.
Rozkolec Promyk 🙂